niedziela, 31 sierpnia 2014

02. Masquerade and ring.

     Już od kilku dni Margaret i dziewczyny szykowały się na wielki bal urodzinowy. Organizowała go kolejna z wielkich, angielskich sław. Mnóstwo celebrytów, luksusu i reporterów. Wspaniała okazja na wypromowanie córek i znalezienie kolejnego, naiwnego, bogatego męża dla Margaret. Ja oczywiście nie dostałam zaproszenia. Przecież nikt praktycznie nie wie o moim istnieniu. A jeśli już wie, uważa, że jestem pokojówką wdowy Tate-Dewon. Po całym dniu chodzenia po sklepach w roli tragarza, opadłam wykończona na łózko. Całkowicie zmarnowany dzień, bo Margaret uznała, że i tak sukienki zrobią na zamówienie. Cass i Kim niesamowicie podniecone, wciąż rozmawiały o tym jakie gwiazdy zaszczycą swoją obecnością owy bal. Przez ostatnie lata, zmuszona, nauczyłam się czytać z ruchu warg. Dobrze wiedziałam o czym rozmawiały. A i tak nie miałam pojęcia o kogo im chodziło. Nie miałam komputera, telewizora. Jeśli musiałam skorzystać z Internetu, wymykałam się do pobliskiej kawiarenki, gdzie wszyscy bardzo dobrze mnie znali. Pracowała tam pewna starsza kobieta. Niesamowicie sympatyczna i pomocna. Tylko ona potrafiła ze mną rozmawiać. Tylko ona jedyna troszczyła się o mnie i interesowała. Ponieważ sama nie miała wnuków, a przynajmniej ja nigdy nie zauważyłam, by ktokolwiek ją odwiedzał, lubiła, gdy mówiłam do niej Babciu. Prawdziwych dziadków nawet nie pamiętam, więc dla mnie było to coś szczególnego.
     Nadszedł ten wielki dzień. Cassie i Kim od samego rana zajmowały swoje własne łazienki. Margaret chodziła od jednej do drugiej udzielając rad lub pośpieszając je. Ja, nie mając nic do powiedzenia, stałam na środku wielkiego holu i podawałam wszystko co zostało mi pokazane. Przecież do niczego innego się nie nadawałam. W ciągu kilku niesamowicie męczących godzin, udało mi się wyrwać na pięć minut. Pierwsze co zrobiłam to podejście do okna. Bardzo powoli i ostrożne odchyliłam zieloną zasłonę. Stał tyłem do okna i rozmawiał przez telefon. Obserwowałam każdy Jego ruch. Widząc Jego nagie, znakomicie wyrzeźbione plecy, czułam jak ogromna fala gorąca wypełnia całe moje wnętrze. Bardzo szybko zasłoniłam okno. Oparłam się o ścianę i mrużąc oczy, starałam się uspokoić oddech, karcąc się w myślach. Chwilę potem do pokoju wpadła Kim i patrząc na mnie wzrokiem pełnym pogardy, założyła ręce na piersi. Kiwnęła głową w bok, a ja już wiedziałam, że muszę wrócić do kieratu.

~*~

     Wcale nie miałem nastroju na żadne imprezy. Nie mogłem jednak odmówić Ed'owi. W końcu to jeden z moich najlepszych przyjaciół. Pocieszający był fakt, że był to bal kostiumowy. Nie było to do Niego podobne, ale często lubił zaskakiwać. Podczas przygotowań, kilka razy wyglądałem przez żaluzję. Tego dnia Jej nie widziałem. Czułem w głębi serca niepokój, ale tłumaczyłem sobie tym, że ma pewnie mnóstwo lepszych rzeczy do roboty niż siedzenie w pokoju. Szczególnie, że ten dzień był naprawdę piękny.
Powoli czułem, że ta dziewczyna staje się moją obsesją. Może nie tyle Ona, co moja ciekawość na Jej temat. Chciałem wiedzieć wszystko. Ale najbardziej chciałem wiedzieć dlaczego właściwie nigdy się do mnie nie odezwała? Nie wierzyłem, by mogła być zadufaną w sobie, pustą laską. Nie wyglądała na taką. Nie zachowywała się tak. Jednak pozory czasem mylą.
     Całe przedpołudnie przespacerowałem. Nie obyło się oczywiście bez spotkania kilku fanek, jednak miałem tak dobry humor, że wcale nie czułem zmęczenia czy rozdrażnienia. Wróciwszy do domu wziąłem szybki prysznic. Z szafy wyjąłem wcześniej przygotowany kostium i maskę. W końcu miał być to bal maskowy. Chyba pierwszy raz w życiu udało mi się wyrobić tak dobrze, że kiedy skończyłem poprawiać włosy, usłyszałem z dołu klakson. Przejrzałem się po raz ostatni i chwytając za maskę, wybiegłem z mieszkania. Już kilka minut później wraz z Chłopakami z zespołu jechałem na miejsce imprezy. Wchodząc na wielką salę dobiegła mnie głośna muzyka i jeszcze głośniejsze rozmowy gości. Przywitałem się z ludźmi, których znałem. W tłumie odnalazłem Ed'a i szybkim krokiem podszedłem do Niego, by złożyć życzenia.

~*~

     Kiedy zostałam sama, postanowiłam zrobić sobie małą wycieczkę do Pani Fay. Tak właśnie nazywała się owa starsza kobieta, do której śmiało mogłam mówić Babciu. Po drodze kupiłam Jej ulubione ciasteczka i z uśmiechem na twarzy, weszłam do starej kamienicy na obrzeżach centrum miasta.
Przywitała mnie swoim jak zwykle nieznikającym, ciepłym uśmiechem. Po zaproszeniu weszłam do środka i wręczyłam prezent. Mieszkanie Pani Fay było jak z innej epoki. Mnóstwo przeróżnych zdjęć, przepięknych obrazów, którymi zachwycałam się najbardziej. Kilka wiszących zegarów z kukułką, starodawne meble i zapach świeżej kawy. Przysiadłam na swoim ulubionym fotelu. Czułam na sobie Jej wzrok, więc uniosłam głowę spotykając się z pięknym uśmiechem kobiety. Mimo sędziwego wieku, Pani Fay była piękna. Odkąd Ją poznałam, wyobrażałam sobie jak musiała wyglądać w młodości. Pomimo ogromnej liczby zdjęć, nie znalazłam nigdy choćby jednego wizerunku Babci.
     Nasz wspólny wieczór zaczął się jak zwykle, wielkim kubkiem gorącej herbaty i grą w szachy. Przyznam się szczerze, że zanim poznałam Panią Fay, nigdy nie grałam. Dopiero Ona mnie nauczyła. Tak jak wielu innych, przydatnych rzeczy. W pewnym momencie zauważyłam jak spogląda na zegary wiszące na ścianie. Spojrzałam w tę samą stronę. Wybiła godzina dziewiąta. Bal, na którym bawi się Margaret z córkami, rozpoczął się pewnie na dobre. Westchnęłam dyskretnie i spuściłam wzrok, bawiąc się palcami. Poczułam ciepłą dłoń Babci i spojrzałam w Jej wciąż błyszczące, brązowe oczy. Spytała, po mojemu, co się stało. Tak naprawdę nie wiedziałam co się ze mną dzieje. W głębi serca pragnęłam również być na tym balu? Kiedyś bardzo lubiłam takie imprezy. Tata zawsze zabierał mnie na bale, gdzie bawiło się mnóstwo dziewczynek i chłopców w moim wieku. Może właśnie tego brakowało mi w tamtej chwili? Opowiedziałam Pani Fay o całym dniu i wydarzeniu, które właśnie w tamtym momencie trwało. Podniosła się gwałtownie, uśmiechając się szerzej. Podeszła do wielkiej, dębowej szafy. Otworzyła ją i zajrzała do środka. Mebel był tak głęboki, że na kilka sekund kobieta zniknęła mi z oczu. Gdy ponownie Ją ujrzałam, trzymała w ręku wieszak z przepiękną suknią. Podniosłam się i podeszłam powoli, lustrując ją z zachwytem. Koronkowa, śnieżnobiała suknia z bardzo krótkim rękawkiem. Bardzo delikatnie dotknęłam materiału, uśmiechając się pod nosem. Spojrzałam na Babcię pytająco. Wytłumaczyła, że suknia należy do mnie. Nie mogłam się na to zgodzić. Nie miałam pojęcia dlaczego mi ją oddaje.
      - Musisz ślicznie wyglądać na tym balu. - Pokazała, wyciągając wieszak w moją stronę. Pokręciłam głową przecząco. Nie potrafiłam jej przyjąć. Jednak po kilku minutach przekonywania, dałam się namówić na przymierzenie tego cuda. Gdy stanęłam w niej przed lustrem, poczułam jak moje serce rośnie, a do oczu napływają łzy. Łzy wzruszenia. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi dane mieć na sobie coś tak niesamowitego. W odbiciu zauważyłam Panią Fay. Uśmiechnęłam się do Niej z wdzięcznością i ułożyłam ręce na suwaku, by zdjąć sukienkę. Kobieta pokręciła głową, złapała mnie za dłonie i obróciła w swoją stronę. Próbowałam się opierać, ale nie potrafiłam odmówić tej niesamowitej kobiecie. Zgodziłam się zostać w Jej sukni i pójść na ten bal. Czułam, że to wcale nie jest dobry pomysł, ale moje pragnienia i namowy Pani Fay były silniejsze od mojego własnego rozumu.
     Kilkanaście minut później, umalowana, uczesana i przebrana przez Babcię, wsiadałam do taksówki. Zanim jeszcze odjechałam, Pani Fay przypomniała mi, że muszę koniecznie wrócić o północy, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Znajomy taksówkarz dobrze zrozumiał gdzie mnie zawieźć i z sympatycznym uśmiechem, zawiózł mnie na miejsce. Zanim wysiadłam, wzięłam kilka głębokich oddechów. Nasunęłam maskę na twarz i powoli wysiadłam z auta. Zmrużyłam oczy i zacisnęłam pięści, w myślach dodając sobie otuchy.
     Gdy wkroczyłam do środka, bez większego problemu, poczułam całą sobą, że to był bardzo zły pomysł. Nie znałam tam nikogo. Poza tym bałam się, że natknę się na dziewczyny i Margaret i mimo maski, poznają mnie. Nawet nie chciałam myśleć jak bardzo miałabym przechlapane. Przecież dostałam tysiące zadań. I jeśli ich wszystkich nie spełnię, mogę skończyć pod mostem. W wielkiej sali było jednak tyle ludzi, że szybko zapomniałam o swojej "rodzinie". Wolnym krokiem weszłam głębiej i poczułam na sobie spojrzenia większości obecnych tam osób. Rozglądałam się podążając przed siebie. Uśmiechałam się do każdego i każdy odwzajemniał mój gest. Dosłownie na kilka sekund się zatrzymałam. W oddali, przy stoliku z przekąskami stał oparty o ścianę chłopak. Poznałam Go od razu. Po włosach i dołeczkach. Poczułam jak moje serce wali coraz szybciej i robi mi się gorąco. Cofnęłam się o krok, wpadając na kogoś. Odwróciłam się w pośpiechu, robiąc przepraszającą minę. Gdy powróciłam wzrokiem w miejsce, gdzie stał chłopak Jego już tam nie było. Odetchnęłam i ruszyłam dalej. Swoje miejsce znalazłam pod wielkim głośnikiem. Upiłam łyk szampana, którego dostałam przy samym wejściu i bardzo dyskretnie zbliżyłam się do sprzętu. Obserwowałam wszystkich gości, starając się odnaleźć solenizanta. Nie miałam pojęcia czyja to impreza, jednak moją uwagę zwrócił niewysoki, młody rudzielec z nieznikającym uśmiechem. Dlaczego? Ponieważ otoczony był wiankiem śmiejących się i komplementujących Go ludzi. Wśród nich dostrzegłam również Margaret, Kim i Cassie.
   

     Dobrze wiedziałam, że nikt na mnie nie patrzy. Zbliżyłam się bardziej do głośnika i ułożyłam na nim dłoń, zamykając oczy. Pod palcami czułam lekkie drżenie. Tak własnie wczuwałam się w muzykę, która leciała właśnie w tamtym momencie. Oddychałam głębiej, kiedy drżenia były mocniejsze. Moje ciało wypełniały ciarki, do moich oczu napływały łzy. Nagle poczułam na swoim ramieniu dotyk. Otworzyłam w pośpiechu oczy. Tuż przede mną stał On i uśmiechał się słodko. Widziałam jak porusza ustami.

~*~

     Stojąc pod ścianą, obserwowałem wszystkich przybyłych, w myślach narzekając. Nie miałem kompletnie humoru na imprezowanie, co w moim przypadku było naprawdę dziwne. Właśnie wystukiwałem stopą rytm, kiedy zauważyłem, że tłum ludzi się rozstępuje. Wyprostowałem się, wyciągając głowę. Pośród wszystkich gości stanęła Ona. Przepiękna, nieznajoma, rudowłosa dziewczyna w masce. Z jakiegoś, całkiem nieznanego mi powodu moje serce zaczęło bić szybciej. Coś mi podpowiadało, że skądś Ją znam. Zmrużyłem oczy dosłownie na sekundę, a tajemnicza nieznajoma zniknęła z mojego pola widzenia. Odepchnąłem się od ściany i przeczesując włosy dłonią ruszyłem na poszukiwania. Całym sobą pragnąłem zatańczyć z Nią choć jeden raz.
     Gdy zacząłem już tracić nadzieję, ujrzałem Ją. Stała pod ogromnym głośnikiem i mrużąc oczy, dotykała go dłonią. Wziąłem głęboki oddech, poprawiłem koszulę i bardzo powoli ruszyłem w Jej stronę. Stanąłem na przeciwko z nadzieją, że zaraz otworzy oczy. Tak się jednak nie stało. Chrząknąłem głośno. Również bez żadnej reakcji. Dopiero kiedy dotknąłem Jej ramienia, spojrzała w moją stronę. Uśmiechnąłem się i próbując przekrzyczeć głośną muzykę, przedstawiłem się wyciągając rękę. Ona jedynie patrzyła na mnie, bez żadnej reakcji. Widziałem jak skupia wzrok na moich ustach co przez chwilę wydało mi się lekko dziwne. Odetchnąłem subtelnie i gestami starałem się wytłumaczyć Jej o co mi chodzi. Po kilku sekundach na Jej twarzy zagościł prześliczny uśmiech. Uścisnęła moją dłoń i cofnęła się delikatnie. Czułem, że w taki sposób się nie dogadamy, a wcale nie miałem zamiaru odpuszczać. Chwyciłem Jej ręce i pociągnąłem za sobą na parkiet. Kiedy obróciłem tajemniczą nieznajomą w swoją stronę, w Jej oczach dostrzegłem strach.

- Nie bój się. - Rzuciłem, uśmiechając się słodko. Podszedłem bliżej, jedną rękę ułożyłem na Jej biodrze, drugą złapałem Jej filigranową dłoń. Wciąż patrzyła na mnie w taki sam sposób. Jednak kiedy zacząłem się poruszać, Ona zrozumiała o co mi chodziło. Poczułem jak wypuszcza dyskretnie powietrze i spuszcza głowę. Miałem wrażenie jakby obserwowała każdy mój krok, powtarzając to samo. Z mojej twarzy nie znikał uśmiech, kiedy tajemnicza piękność czuła się coraz swobodniej. Widząc jak wystawia lekko język, skupiając się na krokach, zaśmiałem się cicho. To było niesamowicie urocze. I coś mi przypominało. Zauroczony jednak Jej osobą, zapomniałem kompletnie o wszystkim innym. Wczuwając się w rytm piosenki, czułem Jej bliskość coraz bardziej. Nasze klatki piersiowe prawie się stykały. Już nie patrzyła na moje stopy. Uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Uśmiechnęła się i delikatnie ścisnęła moją dłoń. Nie znałem Jej, nie miałem pojęcia kim jest, jednak w głębi serca czułem jak gdybyśmy znali się od dawna.
     To właśnie wtedy żałowałem, że piosenka skończyła się tak szybko. Słysząc ostatnie jej takty, przyciągnąłem dziewczynę bliżej siebie. Miałem nadzieję, że zgodzi się na następny taniec i w końcu zdradzi mi swoje imię. Ona jednak spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku i zakryła usta, jakby z przerażenia. Poruszyła ustami, oznajmiając bezgłośne "przepraszam", wyrwała dłoń z mojej i uciekła. Poczułem jak coś zostało w moim ręku. Kiedy spojrzałem w dół, na mojej dłoni leżał srebrny pierścionek. Jej pierścionek. Uniosłem głowę, i wzrokiem starałem się odszukać tajemniczą nieznajomą. W ostatniej chwili zauważyłem Jej rude włosy znikające za masywnymi drzwiami sali. Podbiegłem do nich, potrącając każdego, stojącego na mojej drodze. Wybiegłem na zewnątrz. Nie zdążyłem nawet nic krzyknąć, kiedy wsiadła do taksówki i odjechała z piskiem opon. Stałem jak wryty, w dłoni ściskając Jej pierścionek i wpatrując się w miejsce, w którym była jeszcze kilka sekund wcześniej. Odetchnąłem głośno i przetarłem twarz dłonią. Opadłem na murek przy schodach i spojrzałem na własność dziewczyny.

- Co to, jakiś pieprzony Kopciuszek? - Szepnąłem do siebie, przejeżdżając palcem po srebrnym pierścionku.


środa, 27 sierpnia 2014

01. She's there. Again.

Odkąd stałem się rozpoznawalny, moje życie całkowicie się zmieniło. Skończyły się spokojne dni, wypady z przyjaciółmi, rodzinne miasto. Nie żałowałem jednak, bo dzięki temu poznałem czwórkę wspaniałych ludzi, którzy bardzo szybko stali się dla mnie rodziną i najlepszymi przyjaciółmi. Teraz nie potrafię sobie wyobrazić życia bez nich. Mimo całego szumu wokół nas, wciąż staram się pozostać sobą. Starym, wyluzowanym, lekko dziwnym Harry'm z Holmes Chapel. Nigdy nie sądziłem, że odniesiemy sukces tak szybko. Od samego początku doceniałem i lubiłem to co robię. Jednak gdy dowiedziałem się ile mamy fanów na całym świecie, pokochałem to jeszcze bardziej. To niesamowite uczucie być lubianym przez tak ogromną liczbę ludzi. Każdego z naszych fanów kochałem równie mocno. Poznałem mnóstwo sław, które niegdyś podziwiałem. Zdobyłem nowych przyjaciół. Miałem kilka dziewczyn. Jednak to wszystko od zawsze wydawało mi się lekko sztuczne. Czy w ogóle jest możliwe posiadać prawdziwych przyjaciół i naprawdę kochającą dziewczynę, gdy ma się sporą sumę na koncie i będąc sławnym?

Nigdy nie szukałem miłości. Zawsze znajdowała się sama. Za każdym razem dziękowałem Temu, który jest na górze, że pozwolił mi poznać tak niesamowite dziewczyny. Jednak One wszystkie były inne od tej, którą poznałem później. Zupełnie inne.


Kolejny ciężki dzień pracy. Znowu wróciłem do domu późnym wieczorem, całkowicie zmęczony. Nie miałem nawet siły się rozebrać. Opadłem na kanapę i odchyliłem głowę do tyłu, ciężko oddychając. Uwielbiałem swoją pracę, kochałem wszystkich fanów, jednak godzinne wchodzenie do domu zaczynało robić się męczące. Nigdy nikomu nie odmówiłem zdjęcia, czy chociaż chwili rozmowy. Właśnie dlatego nigdy nie mogłem wejść do domu w spokoju.

Dopiero po kilku minutach zebrałem się w sobie i zrzuciłem kurtkę i buty. Pierwsze co zrobiłem, po odłożeniu swoich rzeczy na miejsce, to podejście do okna. Bardzo powoli odchyliłem żaluzję. Była w domu. Przy delikatnym świetle małej lampki, stała przy ogromnej sztaludze i malowała. Poruszała pędzlem z niezwykłą pasją. Nigdy nie widziałem, by ktoś tak bardzo wczuwał się w to co robi. No może prócz Chłopaków z zespołu. Jej skupiona mina była niesamowicie urocza. Kiedy mrużyła oczy i wystawiała język, za każdym razem uśmiechałem się pod nosem. Kiedy coś Jej nie wychodziło i rzucała pędzlem, denerwowała się w śmieszny, słodki sposób. Ta tajemnicza dziewczyna mieszkała w kamienicy po drugiej stronie ulicy. Jej okno znajdowało się centralnie na przeciwko mojego. Nigdy Jej nie poznałem. Nigdy z Nią nie rozmawiałem. Często mijaliśmy się na ulicy. Od niedawna zacząłem nawet się z Nią witać. Za żadnym razem nie odpowiedziała, idąc przed siebie, wpatrzona w dal. Patrzenie czy jest w domu stało się moim rytuałem. Codziennie podchodziłem do okna, nabierałem powietrza i odchylałem żaluzję ze swego rodzaju nadzieją. Kiedy Ją zobaczyłem, wypuszczałem powietrze z ust i uśmiechałem się. Kiedy Jej nie było, moje serce zaczynało bić szybciej. Teraz mogę przyznać się nawet do tego, że zacząłem się o Nią martwić. Gdy nie wracała długo do domu lub nie widziałem Jej kilka dni z rzędu. Wiem, ze to dziwnie brzmi bo nawet Jej nie znałem. Nie miałem pojęcia jak ma na imię. Nic o Niej nie wiedziałem. Prócz jej miłości do malowania i książek. Bardzo często widziałem jak siada na parapecie z książką w dłoniach i zatapia się w lekturze. Bardzo często trwało to nawet kilka godzin. Szczerze Ją podziwiałem. Z każdym dniem coraz bardziej pragnąłem Ją poznać. Jednak zaraz potem uświadamiałem sobie, że to głupie i niedorzeczne.

~*~

Kolejny, beznadziejnie bezproduktywny dzień właśnie się kończył. Cieszyłam się, że w końcu wróciłam do domu. Nareszcie mogłam zabrać się za to, co kochałam najbardziej. Zrzuciłam z siebie ubranie, przebrałam się w ulubioną koszulkę i ogrodniczki, chwyciłam za pędzel i stanęłam przed sztalugą. W skupieniu kończyła to, co zaczęłam już kilka dni wcześniej. Po kilku minutach coś mnie tchnęło i spojrzałam ukradkiem w okno. Światło w Jego oknie zapalone. Znów wrócił późno. Martwiłam się o Niego. Czasem wydawało mi się, że trochę za bardzo się przepracowuje. Lub imprezuje. Nie miałam pojęcia, bo nawet Go nie znałam. Spotykaliśmy się na ulicy, kilka razy wymieniliśmy uśmiechy. Często zdarzało mi się chować za zasłoną i obserwować co robi. Wiem, że może się to wydawać co najmniej  dziwne, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Nie miałam pojęcia czym się zajmuje, jak się nazywa. Jednak w głębi serca czułam jakbym bardzo dobrze Go znała. Wiedziałam o Jego niektórych przyzwyczajeniach. Wiedziałam, że ma kilku najlepszych przyjaciół, którzy pojawiają się u Niego dość często. Nie miałam jednak pojęcia o co tyle szumu, gdy wracał do domu, a grupka młodych dziewczyn zatrzymywała Go za każdym razem przed drzwiami. Obserwowałam Go wtedy bacznie. Uwielbiałam, kiedy się uśmiechał i dyskutował. Na Jego twarzy bardzo często gościł uśmiech, a co za tym idzie - Jego urocze dołeczki. Kiedy, niby to od niechcenia, poprawiał włosy, moje serce zaczynało bić szybciej.

Westchnęłam subtelnie i wróciłam do malowania. Tylko to i książki sprawiały, że jeszcze chciało mi się egzystować na tym niesamowicie okrutnym świecie. Dlaczego? Mieszkanie z dwiema przyrodnimi siostrami i matką.. Przepraszam - macochą, wcale nie wprawiało mnie w zachwyt. Odkąd mój ojciec umarł, byłam skazana na Jego drugą żonę. Ona nie lubiła mnie, ja nie przepadałam za nią. Jej córki, a moje siostry też nie były najmilszymi osobami. Kiedy się przeprowadziliśmy z wielkiego domu, w którym się urodziłam, dostałam najmniejszy z możliwych pokoi. I to jest moje sacrum. Miejsce, w którym mogę być prawdziwą sobą. Miejsce, w którym mogę zapomnieć o całej nienawiści którą okazywała moja macocha i jej córki. Starałam się nie narzekać. W końcu mogło być gorzej. Mogłam trafić pod most. A ona przecież tak łaskawie, okazała mi tyle fałszywej dobroci. Tylko i wyłącznie przez zapis w testamencie mojego ojca.

~*~

Siedziałem z laptopem na kolanach. Po mojej jednej stronie leżała wielka miska popcornu, po drugiej pilot. Nogi ułożyłem na stoliku między kanapą a wielkim, plazmowym telewizorem, który dostałem od Zayn'a. Wciąż nie rozumiałem po co mi takie bydle, jednak nie narzekałem. To by było nieco niekulturalne względem mojego przyjaciela. Szperając w Internecie, kątem oka patrzyłem w ogromny ekran. Ponieważ nic ciekawego w telewizji nie leciało, skupiłem się bardziej na komputerze. Przejrzałem wszystkie portale społecznościowe, na których mam konta. Wszedłem nawet, choć naprawdę rzadko to robię, na kilka portali plotkarskich. Nabrałem ochoty dowiedzenia się o sobie różnych, ciekawych faktów. Po nie całej godzinie siedzenia bez sensu w Internecie, odłożyłem laptopa i wsadzając rękę do miski z popcornem, wpatrywałem się tępo w zmieniające się obrazki. Mimo, że oglądałem film, którego tytułu nawet nie znałem, moje myśli krążyły wokół tajemniczej sąsiadki. Wiem, że to strasznie płytkie i nigdy tak nie miałem, ale Jej uroda mnie zachwycała. Piegi, pełne usta, duże, szare oczy. Po prostu nie potrafiłem wyrzucić Jej z głowy. Z zamyśleń wybudził mnie telefon. Niechętnie podniosłem się z kanapy i znalazłem go w kuchni, na blacie. Po kilkunastominutowym wykładzie, Liam w końcu doszedł do sedna sprawy i przypomniał o bardzo ważnym wywiadzie, który miał odbyć się następnego dnia.

- Tak, pamiętam! Nie traktuj mnie jak dziecka. Lepiej zadzwoń do Louis'a. To nie ja się zawsze spóźniam. - Odburknąłem i rozłączyłem się.
Odrzuciłem telefon na kanapę jednocześnie głośno ziewając. Przeciągnąłem się i bez namysłu ściągnąłem koszulkę. W drodze do łazienki zrobiłem to samo ze spodniami i bielizną. Za każdym razem zostawiałem za sobą taki sam, ciuchowy szlak.

Po szybkiej, orzeźwiającej kąpieli, zanim jeszcze wskoczyłem do łóżka, musiałem odprawić swój codzienny rytuał. Wolnym krokiem, niemalże skradając się, podszedłem do okna. Odchyliłem żaluzję, sprawdzając czy Ona już śpi. Nasze spojrzenia się spotkały dosłownie na kilka sekund, a ja poczułem ukłucie w sercu. Posłała mi uroczy uśmiech i szybko zasunęła zasłony. Nie ruszałem się z miejsca jeszcze dobrych kilka minut. W końcu odetchnąłem, potrząsnąłem głową i skierowałem się do sypialni.

~*~

Pamiętam świetnie miejsca, w które chodziłam z ojcem. Przewijają się w mojej głowie obrazy łąk, lasów, przeróżnych zakamarków, które mi pokazywał. Od zawsze byłam ciekawska. Dokładnie tak jak tata. Od zawsze również byłam niesamowicie gadatliwa. Widziałam, że ojciec czasem miał mnie dość, jednak nigdy tego nie okazał. Zawsze wsłuchiwał się w moje opowieści. Odkąd umarła Mama, miałam tylko Jego. Byłam typowa córeczką tatusia. Nawet, gdy poznał Margaret, jego podejście do mnie w ogóle się nie zmieniło. Kiedyś dbał tylko o mnie. Później zajął się swoją nową żoną i jej córkami. Nigdy tego nie powiedział, ale widziałam, że coraz większe żądania Margaret powoli go osłabiają. Nie ukrywam, mój ojciec był bardzo bogatym człowiekiem. Teraz już wiem, że Margaret wyszła za niego tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Kiedy zachorował i nie mógł się.mną zajmować, skakała wokół niego i robiła wszystko, by pieniądze jakie po nim zostaną, przepisał na nią. wtedy też ukazała się jej prawdziwa strona. Jej fałszywą dobroć i troską zmieniły się w poniewieranie mną, wykorzystywanie lub po prostu olewanie.

Kiedy umarł tata, miałam zaledwie trzynaście lat. Nie potrafiłam i do tej pory nie potrafię pogodzić się z Jego śmiercią. Całe życie było przed nim. Pamiętam, że wciąż powtarzał mi jedną rzecz. "Nigdy nie przestawaj marzyć. I nigdy nie wątp w to, że marzenia naprawdę się spełniają. Bądź sobą i niech nic ani nikt nigdy nie wmówi Ci, że czegoś nie potrafisz". Jego spokojny, słaby głos wciąż brzmi w mojej głowie.
Kiedy zostałam sama, stałam się dla Margaret i jej córek ciężarem. Okazywały mi to na każdym kroku. Jednak kiedyś ich zachowanie nie było niczym szczególnie złym. Kiedyś. Dopóki nie zdarzył się ten wypadek. Wypadek, który na zawsze już odmienił moje życie. Wypadek, przez który stałam się dla wszystkich niewyobrażalnym ciężarem.

--------------------------------------------------------------------------------------

No i jest pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że zainteresowałam Was i będziecie ze mną do końca. ;) Zapraszam również do uzupełnionej zakładki "marionetki". Trzymam kciuki za samą siebie i do następnego. 
Buziaki. 


niedziela, 24 sierpnia 2014

Prolog.

Dawno, dawno temu… tak właśnie zaczyna się większość bajek, które czytano nam w dzieciństwie. Historia, którą chciałabym Wam opowiedzieć jest w pewnym sensie bajką. Bajką dziejącą się w naszych czasach. Za górami, za lasami, za oceanem, w dalekim kraju zwanym Wielką Brytanią, w dużym miasteczku nazywanym Londynem, żyła dwójka naszych bohaterów. On – książę i Ona – dziewczyna z niższych sfer. On, chłopak z wielkiego świata, przystojny, kochany przez miliony. Ona, piękna, utalentowana, odrzucona.  Ich spotkanie, całkiem przypadkowe zmieniło życie obojga. Spotkanie to nauczyło tych dwoje bardzo wiele. A Nam ta historia opowiada o najważniejszych w życiu człowieka wartościach. Miłość, przyjaźń, poświęcenie. To tylko niektóre umiejętności, których nauczył się książę i dziewczyna. Bajki, które słyszeliśmy w dzieciństwie bardzo często kończyły się dobrze. Najczęściej bohaterzy „żyli długo i szczęśliwie”. Jednak czy nasza bajka, będzie bajką pozytywną? Czy książę i dziewczyna, oboje przekonani o życiu w złych czasach, odnajdą samych siebie w tych zabieganych czasach? Czy Ona będzie miała na tyle odwagi by odnaleźć się w Jego świecie? Czy on będzie potrafił odnaleźć się w świecie, w którym musi żyć Ona? Czy miłość naprawdę zwycięży wszystkie przeszkody? Czy możliwe jest zakochanie, prawdziwie romantyczne, bajkowe w erze pieniędzy, kariery i egoizmu? Czy, gdy odnajdą siebie, uleczą się nawzajem?


„Nikt nie zaprzeczy, że Kopciuszek miał wyjątkowo smutne dzieciństwo. Wredne przyrodnie siostry, praca ponad siły i straszna macocha. Poza tym, że musiała zatruwać się, wyciągając popiół z popielnika, to na dodatek nie miała kanału MTV.”